Tomek Repiński 1 (1 M18)
Na ostatni wyścig Garmin MTB Series w Rumi przyjechałem z bojowym nastawieniem. Cieszyłem się z tego, że całą noc padało. Czekałem na błoto i trudne warunki. Na tą imprezę załoga przygotowała mi zestaw kół na oponach Bontrager XR2 29×2,2”. Sam widok szerokiej opony, z większymi, charakterystycznymi klockami, zwiększał komfort jazdy.
Od startu, zgodnie z zapowiedzią, mocno pociągnął Andrzej Kaiser. Po kilku minutach zostało się nas już tylko siedmiu. Na 10. km, na błotnistym podjeździe zaatakował Banach. Cała czołówka bardzo mocno jechała po śliskim, rozjeżdżonym fragmencie. Pognałem z Bartkiem. Nikt nie chciał zejść z roweru i biec. Zobaczyłem że zrobiła się luka pomiędzy mną i Banachem, a resztą stawki. Był to sygnał do tego, żeby mocno pojechać po zmianach. Plan poskutkował, szybko wyrobiliśmy sobie przewagę. Na podjazdach czułem mega moc, dlatego w ogóle się nie oszczędzałem.
Opony idealnie znosiły moje szarpnięcia na śliskim podłożu. Świetna dyspozycja i idealnie współpracujący sprzęt sprawiły, że czułem się w tych warunkach jak ryba w wodzie. Na zjazdach również jechało mi się bardzo pewnie, choć sporo ryzykowaliśmy latając na dużych prędkościach. Na ostatnim singlu w okolicach Pustek Cisowskich pojechałem pierwszy. Widząc, że Bartek został trochę z tyłu przyspieszyłem i z lekką przewagą dojechałem do mety, wygrywając finałową edycję.
Czujna jazda Bartka Banacha sprawiła, że strata z Redy była nie do odrobienia- Ostatecznie zajmuję 2. miejsce w „generalce” z czego jestem bardzo zadowolony. Z niecierpliwością czekam na Gdynię!
Awaryjne hamowanie Repy przed nawrotem pod koniec pierwszej rundy. W pogoni Bartek Banach.
Sławek Wojciechowski 15 (8 M30)
Trasę w Rumi znałem z roku poprzedniego, wiedziałem że lekko nie będzie (1400m przewyższenia), do tego cały tydzień lało, temperatura oscylowała w okolicach kilku stopni i większość terenu w okolicy nie nadawała się do „normalnej” jazdy. Jednak patrząc w przeszłość, najlepsze wyniki notowałem właśnie w takiej pogodzie, więc przed startem nie było stresu.
Nogi wysmarowane, porządna rozgrzewka i 5 min przed startem zameldowałem się w sektorze. Po strzale startera mieliśmy do pokonania pierwszy dość długi podjazd, tempo czołówki było bardzo mocne (Repa nie miał litości…), ja starałem się jechać dość zachowawczo, zapowiadał się długi wyścig więc jechałem sobie około 20 pozycji bez zbędnego szarpania. Niestety po paru kilometrach zaczął dawać o sobie znać zwichnięty tydzień temu bark, więc zapowiadała się walka nie tylko z trasą ale i z ręką. Kolejne kilometry mijały bardzo powoli, błotniste podjazdy, walka o przyczepność i krótkie zjazdy ze śliskimi korzeniami, na szczęście tym razem miałem właściwe opony do warunków, Bontragery XR2 2.2″ napompowane na 1,7bar robiły niesamowitą robotę na zjazdach.
Pod koniec pierwszego okrążenia poczułem się trochę lepiej, postanowiłem delikatnie przyspieszyć i zyskać trochę czasu na technicznych odcinkach. Zresztą singletracki w okolicach Pustek Cisowskich należą do moich ulubionych, jeżdżę tam od kilkunastu lat i zawsze jest tak samo fajnie. Pierwsze okrążenie zrobione w 1:19, więc dość długo, szybka kalkulacja – zabraknie mi żeli i picia, przynajmniej teoretycznie. Drugie okrążenie miałem w planie przejechać szybciej niż 1, ale wiadomo że plany zawsze weryfikuje rzeczywistość. Trasa była dużo bardziej rozjeżdżona, co owocowało coraz częstszym bieganiem pod górę. Nie lubię tego. Dużo odcinków starałem się na siłę wjechać, co owocowało fontanną błota z pod koła i poruszaniem się z prędkością 15cm/tydzień. Tak więc zmieniłem taktykę na jazdę płynną, bez szarpania, na niższym HR, czekałem z niecierpliwością na ostatni odcinek techniczny od Pustek, miałem przed sobą 3 zawodników w zasięgu i wypadało powalczyć na ostatnich kilometrach. Niestety około 10km przed metą zacząłem płacić za szarpanie na podjazdach, zaczęły się delikatne skurcze, nie pomagała mi również tarcza 34T na sztywnych podjazdach (ale nie założę przecież mniejszej!), także kolejna redukcja i czekałem aż przejdzie.
Co ciekawe w dalszym ciągu miałem w zasięgu wzroku dwóch Michałów, których wypadało mieć na wynikach za sobą. Ostatni żel, ostatni łyk z bidonu i ogień. Skurcze przeszły, zaczął się singletrack (zdecydowanie najfajniejsza część trasy), zapomniałem że bark nie jest sprawny i ogień. Jeden Michał wyprzedzony na singlu, drugi rzutem na taśmę na ostatnim finiszowym odcinku leśnym (KOM).
Na metę wpadam na 15 miejscu open i 8 w M3, TOTALNIE ujechany, ledwo jestem w stanie się przebrać i ogarnąć w czysty ciuch – to chyba znaczy że dałem z siebie absolutnie wszystko. Mimo fatalnych warunków sprzęt działał idealnie, na ostatnich kilometrach zmieniałem biegi pod maksymalnym obciążeniem i nie działo się absolutnie nic, Procaliber sprawdził się na szóstkę.
Dla lubiących cyferki: Garmin Rumia
Sławek w swoim żywiole. Wyprzedzanie na singlu na Pustkach Cisowskich.
Agnieszka Patoka 1 (1 K18) MINI
Od początku dnia zapowiadało się na „mokry” wyścig, pogoda za oknem mało rowerowa. Byłam jednak bardzo zmobilizowana do mocnego ścigania. Wiedziałam, że wyścig wygra osoba radząca sobie w trudnych warunkach. Tym razem moje największe rywalki startowały z tego samego sektora, więc poczułam silną kobiecą rywalizację.
Od początku dawałam z siebie 100%. W połowie dystansu moja przewaga urosła na tyle, że mogłam kontynuować jazdę swoim równym rytmem. Trasa była super przygotowana, bardzo wymagającą, momentami- na technicznych odcinkach dość niebezpieczna. Bardzo lubię dostawać dodatkowe porcje adrenaliny w gratisie. Pod koniec niósł mnie wspaniały doping znajomych. Chwilę przed metą upewniłam się jeszcze, że żadna dama nie próbuje mnie wyprzedzić, po czym spokojnie i z radością wjechałam na metę.
Wiedziałam również, że dzisiejsze zwycięstwo przypieczętowało moją wygraną w „generalce” całego cyklu! Jestem bardzo szczęśliwa, bo to pierwsza klasyfikacja generalna, którą podbiłam. To były trzy tygodnie fajnych wyścigów i intensywnych treningów. Chłopaki przygotowali mnie na medal. W dodatku złoty!
Aga na śliskim podjeździe, około 4km przed metą, pewnie zmierza po zwycięstwo edycji i w generalce
Mariusz Goliński 19 (1 M50)
Nie lubię jeździć w deszczu i błocie (bardziej ze względu na sprzęt a nie odczucia własne), więc ostatni tydzień wpatrywałem się w prognozy pogody i w rzeczywistość za oknem. Niestety nigdzie nie było nawet cienia nadziei. Jak zwykłe przed wyścigiem idealnie wypicowałem rower, wiedząc, że to kompletnie syzyfowa praca i rano w bardzo kiepskim nastroju pojechałem na miejsce zawodów do Rumi. Przez moment nawet (gdy po drodze musiałem przełączyć wycieraczki na szybki tryb) chciałem dać sobie spokój, szczególnie, że pod ręką było nawet dość poważne wytłumaczenie, dlaczego nie powinno mnie tam być. Ale, raz, że zaczętą robotę trzeba skończyć, dwa, że wiedziałem, że moi ludzie z teamu pojawią się tam na 100 procent będą i będą walczyć do upadłego.
Zaraz po starcie zaczęła się droga przez mękę. Jazda nie wychodziła jak należy, brnięcie przez bagno spowodowało, że byłem nastrojony dość mało walecznie i w pewnym momencie zobaczyłem jak odjeżdżają mi osoby, które w normalnych okolicznościach nie powinny. Pierwsze kółko jechałem ze Sławkiem Wojciechowskim, ale na singlach przed końcem pętli Sławek, który raczej dobrze jeździ technicznie, pożegnał mnie i drugie okrążenie pokonywałem już sam, co jeszcze bardziej weszło mi na głowę. Chciałem już tylko zakończyć tę nierówną walkę z samym sobą.
Niestety wynik na mecie (19. miejsce open) potwierdził moją beznadziejną jazdę tego dnia. Co prawda znów wygrałem kategorię wiekową z ponad półgodzinną „odstawą” do drugiego zawodnika, ale to była męczarnia. Cały cykl Garmina w tym roku skończyłem na 13. miejscu w generalce i patrząc na czasy, realnie mógłbym być najwyżej o jedno miejsce wyżej.
Wygrywając wszystkie 3 edycje w kategorii (tak jak rok temu) uzyskałem łączną przewagę nad drugim zawodnikiem wynoszącą ponad półtorej godziny. Każdy oczywiście powie, że w M5 nikt się już nie ściga, wiec to żaden problem zrobić tam wynik, dlatego dodam, że gdybym był liczony w kategorii M4 to zająłbym w generalce 2. miejsce (za Michałem Bogdziewiczem). Przed nami dość ważna impreza, jedna z ostatnich w tym sezonie – maraton w Gdyni. Spróbuje się sprężyć.
Goli w nienajlepszym humorze, nienajlepszej dyspozycji, ale jak zwykle z pełnym zaangażowaniem.
Maxi:
Tomek Repiński 1 (1 M18)
Łukasz Derheld 5 (3 M30)
Sławek Wojciechowski 15 (8 M30)
Mariusz Goliński 19 (1 M50)
Kuba Krzyżak 21 (11 M30)
Łukasz Szczęsny 32 (16 M30)
Mini:
Agnieszka Patoka 1 (1 K18)
Gosia Białecka 5 (3 K18)
Pełne wyniki:
Rumia:
http://startlist.pl/zawody/201/wyniki/2016-garmin-mtb-series-rumia-2016-dystans-maxi
http://startlist.pl/zawody/204/wyniki/2016-garmin-mtb-series-rumia-2016-dystans-mini
Klasyfikacja Generalna:
http://startlist.pl/wyniki/cykl/47/garmin-mtb-series-2016-dystans-maxi-50-km
http://startlist.pl/wyniki/cykl/48/garmin-mtb-series-2016-dystans-mini-25-km
Fot. Marcin Lipiecki (dzięki!)
Galeria Darka Trybockiego (dzięki!), więcej zdjęć na https://www.facebook.com/freeride.portal/